szukaj
Wyszukaj w bazie
Księży i Kościołów

Niezwykła walka o życie mamy i całej rodziny

Barbara Cichocka / 11.07.2022


Napiszę świadectwo, jeśli Despina i Stathis przeżyją… Tak zaczęła rodzić się moja myśl o przelaniu na papier pewnego wydarzenia, które głęboko dotknęło mojego wnętrza i stało się osobistym przeżyciem w doświadczaniu wiary w trudnych momentach życiowych. To wydarzenie okazało mi głębokość i ufność pokładaną w Bogu oraz godzenie się i  przyjmowanie Jego woli.


Mierzyłam się jednocześnie z moimi emocjami, radością, euforią, ale też ze strachem i zwątpieniem… Wszystkie moje doznania skumulowały się w jednym czasie po to, bym zrozumiała, że trzeba nauczyć się godzić z wolą naszego Pana, pomimo bólu i łez, znaków zapytania i braku odpowiedzi…

Autorka, fot. dzięki uprzejmości p. Barbary Cichockiej

Październik 2021 roku przyniósł chwile grozy moim przyjaciołom z Grecji.

Kiedy leżeli w szpitalu w śpiączce farmakologicznej, modlitwy i wspólne wołania o cud uzdrowienia przez bliskich, przyjaciół, znajomych, stały się łańcuchem braterskich myśli i empatii.

To było niezwykłe przeżycie… nieopisana głębia i jedność katolików, ortodoksów i muzułmanów, bo byliśmy wszyscy braćmi w czasie dzielącym nas przez kilometry i scalającym w jedności modlitw zanoszonych do Boga. Tysiące modlitw… ofiarowane Msze święte… empatia i ludzkie gesty… Jednym słowem – integracja braterska, która zrodziła w moim wnętrzu sens i moc modlitwy…

Listopad zabrał ojca tej rodziny…

Dwóch synów, synowa i matka dalej przebywali w śpiączce…

To był pierwszy cios i konsternacja; pytanie – Dlaczego…?

Nie przestawaliśmy się modlić za pozostałych, mimo że powiało zgrozą. Cisza jak rozległy ocean była wszechobecna… pozostawały nasze myśli i ciężkie oddechy…

Była też gdzieś pomiędzy tym wszystkim nić nadziei… Myśleliśmy o tych, którzy nadal walczyli o życie.

Kiedy po kolejnych tygodniach Nikos i Matina (starszy syn i synowa) opuścili szpital, nasza euforia roznosiła się jak dym… Łzy radości, która krzyczała w naszych sercach, że Bóg jest wielki… Ten moment był dla mnie ogromnym doświadczeniem, że po straconej nadziei nie wszystko było przegrane. Jest miłość i łaska dla tych, którzy trwają na modlitwie, Pan nie zostawia nas bez wyjścia…

Poczułam umocnienie mojej wiary… Ten moment wystrzelił we mnie pocisk ufności w wielkość naszego Stwórcy.

Stan młodszego brata Stathisa poprawiał się… niestety matce nie dawano nadziei na przeżycie, sugerowano wręcz, że w każdej chwili może umrzeć… Modlitwy i prośby o zachowanie życia tej dwójki nie ustawały…

Moja podświadomość z wielką siłą przedstawiała kolejne wydarzenia…

Panie, pozwól przeżyć Stathisowi… Jeśli wola Twoja jest, żeby odeszła Despina, przyjmę ją, ale proszę, mój Boże, ocal drugiego brata…

Babis – ojciec i syn Stathis; zdjęcie kilka miesięcy przed śmiercią, fot. dzięki uprzejmości p. Barbary Cichockiej

Grudniowy poranek powalił mnie na kolana, kiedy usłyszałam wiadomość o śmierci Stathisa… Pustka i przerażenie wprawiały  moje ciało w paraliż… zlewałam się łzami, rozpacz Nikosa i Matiny rozdzierała mi serce…

Pogrzeb ojca i brata był już prawdziwą tragedią dla nich, musieli liczyć się jeszcze z odejściem matki… smutek był wymowny…

Pamiętam ten mikołajowy dzień, który zabrał mi siłę, a każda zapalana świeczka powodowała szloch i rozpacz. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się czułam, nie miałam nic do powiedzenia mojemu Bogu… Cisza zamarła w moim sercu… Nie nadążałam z analizą wydarzeń, to wszystko było dla mnie jak enigma…

Radość, nadzieja, strach i rozpacz, ból i łzy przeplatały się w zwoju tych wydarzeń po coś, ale ja nie byłam w stanie odczytać Bożego przekazu… byłam załamana, w totalnej beznadziei… Boże mój, jak mam to wszystko zrozumieć?

Nie miałam już łez, nadzieja przepadła, a wszystko na co liczyłam, że się wydarzy, zniknęło… W tej pustce duchowej czekałam na wiadomość o śmierci Despiny…

Despina i syn Stathis, zdjęcie po maturze syna; fot. dzięki uprzejmości p. Barbary Cichockiej

I wtedy dowiedziałam się, że Despina była bardzo związana duchowo z Matką Bożą; często modliła się na różańcu i wysławiała imię Maryi. Poczułam silny wiatr… Wiedziałam co robić… gdzie się udać…

Pognałam do Kaplicy Cudownego Medalika na Rue du Bac, tam gdzie już nieraz wysłuchano wielu modlitw. Mszę świętą w intencji o uzdrowienie Despiny zamawiałam przez siostrę Włoszkę. Pamiętam jej ciepły głos, kiedy uspokajała  mnie, że Matka Boża  w tym miejscu spełnia wszystkie prośby…

Chyba nigdy w życiu tak się nie spłakałam… chciałam wierzyć czy już wierzyłam przychodząc do tego miejsca, że stanie się cud… Nie potrafię sprecyzować tego odczucia…  wielki dzwon uderzał  w moim sercu… Tutaj; tak, właśnie… Matko, dziękuję Ci, że mnie przygnałaś do Ciebie…

Medaliki z Kaplicy dla Despiny i różańce dla jej bliskich zostały poświęcone w Kościele Polskim na „Concorde”, bo tutaj też siostry modliły się nieustannie w tej intencji.

To był nieopisany zryw modlitewny, który spadł nagle w całym nieszczęściu tych smutnych wydarzeń… Nie było już euforii, ale powróciła znowu nadzieja, cicho wyszeptywana naszymi wargami… Powietrze roznosiło nasze westchnienia… wszyscy modliliśmy się o cud… prawdziwy cud…

I tak po raz kolejny doświadczyłam silną moc modlitwy… nadzieję w beznadziei i  trwanie w wytrwaniu… pokornym oczekiwaniu…

Strach zniknął… czekanie trwało 12 tygodni…

Despina wybudziła się ze śpiączki, a greccy lekarze oznajmiali, że cuda się zdarzają, po tym jak nie potrafili zdefiniować nagłej poprawy zdrowia pacjentki. W obawie przed narażeniem na szok psychiczny ukrywano prawdę o śmierci jej męża i syna… Rodzina, bliscy i sąsiedzi zgromadzili się w jej domu w dniu powrotu Despiny ze szpitala, żeby wspólnymi siłami opowiedzieć wszystkie wydarzenia.

fot. dzięki uprzejmości p. Barbary Cichockiej

Kiedy Despina przekroczyła próg domu wyrzekła słowa:

„Umarłam dwa razy… Przeżyłam dla mojego starszego syna i wnuczki…

Widziałam jak mój mąż i syn wybierają się w podroż, pakowali swoje rzeczy i opuszczali nasz dom… Chciałam iść razem z nimi, ale usłyszałam głos, który nakazał mi wracać do Nikosa, mojego młodszego syna i wnuczki… Jesteś im potrzebna – mówił głos…

Widziałam lekarzy, którzy walczyli o moje życie i słyszałam ich głos, że zrobili wszystko co było w ich mocy…”.

Imię Despina w starym greckim języku oznacza „Panienka”. Jest to imię w Grecji przypisywane ku czci Matki Najświętszej…

To tak na zakończenie mojej historii…

Wszystko ma swój czas i miejsce…

W moim osobistym życiu to wydarzenie było żywym przykładem pokory i przyjmowania akceptacji w godzeniu się z wolą naszego Pana.

Iz 55,8-9 Bliskość i wielkość Pana

„Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi”