szukaj
Wyszukaj w bazie
Księży i Kościołów

Ks. Franciszek Gomułczak SAC: to jest zagadka, tajemnica Pana Boga

ks. Tomasz Sokół/AH / 22.01.2021


22 stycznia przypada wspomnienie św. Wincentego Pallottiego, który w I poł. XIX w. założył Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego, znane bardziej jako pallotyni. Ks. Franciszek Gomułczak, przedstawiciel tej wspólnoty księży, dzieli się z czytelnikami PolskiFR garścią refleksji na temat tajemnicy powołania.


Wybór pallotynów

Jak to się stało, że jestem u pallotynów? Nie wiem, to jest zagadka, tajemnica Pana Boga (…). Dlaczego u księży pallotynów, choć myślałem o franciszkanach, kapucynach, misjonarzach, a nawet chrystusowcach? W końcu ktoś powiedział „pallotyni” i tak mi przypadło do gustu, i już tak zostało, tym bardziej że z moich okolic było kilku pallotynów, którzy żyją do dziś, wiec tak się stało. Potem, po święceniach w 1985 r., poszedłem na historię Kościoła, na KUL, następnie na misje i do nowicjatu, a później już była Ukraina (więcej o pracy ks. Franciszka na Ukrainie >>>).

Zainteresowania Legią pallotynów

Zajmuję się nie tylko szukaniem, ale opracowywaniem kwestii związanej z waszą zakonną „Legią” Ojców Pallotynów. Historia zawsze była takim moim konikiem, może się brało to stąd, iż miałem dziadka ze strony taty, takiego bajarza. Opowiadał jak służył w armii austriackiej, a powrócił do kraju, jako legionista Piłsudskiego. Miał tych własnych historii wiele; oczywiście w czasach, gdy nie było telewizorów, schodzili się gospodarze, opowiadali sobie różne historie o swoich przeżyciach i tak człowiek słuchał, i wszystkim tym nasiąkał. Mój dziadek czytał dużo książek, a ja zacząłem te książki mu trochę podbierać. Czytałem je i tak jakoś ta historia weszła mi w krew. To było naturalne dla mnie. Później nie wiedziałem czy miałem większe zamiłowanie do duszpasterstwa, czy do historii: czy być naukowcem, czy duszpasterzem. W końcu, jak widać, nie zostałem ani duszpasterzem, ani naukowcem. Tak trochę tu, trochę tu. Ostatnie lata – tak nadrabiam w tych archiwach. Trzeba odkrywać, zostawić przynajmniej jakąś spisaną historię tychże ciekawych ludzi dla potomności.

Sarkofag św. Wincentego Pallottiego w kościele San Salvatore in Onda (San Salvatore in Onda), By Paterm – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3589242

Nieraz wydaje się nam, że od nas świat się zaczyna, że dopiero my pokażemy coś temu światu. A otwiera się archiwa i okazuje się, iż my możemy czuć się tacy malutcy, przy tych właśnie ludziach, przy ich pracy i wysiłku. Daje się zauważyć ich żar, taki wręcz apostolski, zaangażowanie i głębokie poświęcenie. Oni szli z wiarą za wyzwaniami i z mocnym przekonaniem w to, co robią: np. ks. Cegiełka. Oni byli dla mnie takimi herosami wiary i poświęcenia dla sprawy Bożej. Przy okazji warto wspomnieć, iż ks. Cegiełka był rektorem Polskiej Misji Katolickiej we Francji w trudnych latach (1937-47), z tego 5 lat spędził w Dachau. Często niestety spotykamy dziś wielu księży, którzy nie wiedzą, po co są, co mają robić – być tym księdzem. Oni przed wielu laty nie mieli takich kłopotów, wiedzieli o własnej misji i poświęceniu, byli tak właśnie uformowani; szli, gdzie ich posłano, robili, co do nich należało. Byli w tym cali, po prostu do końca. Nie mieli możliwości wysyłania SMS-ów, nie mogli pisać e-maili, więc pisali do siebie dużo osobistych listów. I dzięki temu poznajemy ich wnętrze, ich duchowy żar. To było rzeczywiście takie poświęcenie dla sprawy Bożej i jednocześnie ludzkiej. Więc trzeba te rzeczy odkrywać na nowo, może komuś się to w życiu przyda.

ks. Franciszek Cegiełka, Grabów nad Prosną, sierpień 1930 roku, fotograf nieznany, archiwum rodzinne, wikimedia (domena publiczna)

Współczesne kapłaństwo?

Myślę, że powinniśmy wrócić do starych i sprawdzonych metod. Winniśmy formować najpierw siebie samych, a potem tych, którzy mają być uformowani na prawdziwych świadków – czyli ludzi żyjących Ewangelią. Jesteśmy dzisiaj wtopieni w ten świat, w komputery, w smartfony, w wynalazki techniki, w psychologię, a jeszcze przy okazji, nie mamy czasu zacząć od źródeł. A źródła to: przede wszystkim formacja; ona powinna zacząć się od klęczenia, od modlitwy, od rozwijania w sobie Ducha, takiego mocnego związku z Chrystusem – bycie na co dzień z Nim. Nie tylko przy ołtarzu i w konfesjonale. Tu jestem może mnichem, a tu księdzem. Myślę, iż za bardzo zawierzyliśmy tym współczesnym metodom oraz przekonaniu o naszej wyjątkowości, a widzimy, że świat, który powstawał, gdy upadło Cesarstwo Rzymskie, był światem może nieporównanie trudniejszym niż obecnie, ale mnisi, Kościół generalnie, zaczęli naprawę od spraw podstawowych, od dawania świadectwa, budowy klasztorów, w których pracowali i modlili się. Ówcześni benedyktyni mieli 8 godzin pracy, 8 godzin modlili się i 8 godzin wypoczynku. My dziś często nie umiemy od siebie wymagać, nie wymagamy też od innych, odnoszę wrażenie, że w Kościele zamiast rządzić, co powinno być przymiotem władzy, to się więcej administruje. Takie gadanie na wyrost o tzw. „wolności”, skądinąd ważne, bo człowiek, aby mógł się rozwijać, musi czuć się wolny, lecz z drugiej strony, często używa się tegoż słowa, jako pewnego rodzaju wytrychu, którym usprawiedliwia się wszystko. Myślę, że młodzi ludzie przychodzą z takim rozdmuchanym wewnętrznie poczuciem wolności i każde ich ograniczanie, każde stawiane im wymagania, odczuwają jako gwałt zadany ich osobistej wolności – tu zdaje się jest nasz podstawowy problem. Trzeba nam śmiało mówić – nieraz na konferencjach – nie ma obecnie wzrostu powołań. Dlatego, że jest demograficzny niż, jest to naturalna kolej rzeczy, jak się współczesny świat zmienia – to i Kościół winien wytężyć się i szukać nowych metod szukania powołań, a tego nie widzę w dzisiejszym przemawianiu do tego świata.

Mówię tu wprost, nie jest to żadna tajemnica: popatrzmy, czym różnią się dzisiaj rodzinne domy od domów naszych sąsiadów? Nasz styl życia, jak nas młodzi ludzie widzą? Przestajemy używać strojów duchownych. To niby nic takiego, ale było to kiedyś bardzo ważne. Czytałem na jednym z portali pewne dramatycznie stawiane pytania świeckiego człowieka. Gdzie nasi oficerowie, dlaczego na ulicach nie widać księży, gdzie oni się podziali? Dlaczego oddaliśmy ulice? Dlaczego ja nie mogę powiedzieć: „O, mój ksiądz idzie”? Dlaczego nie mogę mieć poczucia, że Kościół jest ze mną wszędzie? To niby taka drobna sprawa, ale również o czymś mówi. Wiele sfer naszego życia i powołania stało się takimi przedsiębiorstwami z ograniczoną odpowiedzialnością. Wszystko tu można mieć, tylko z jednym wyjątkiem: nie można się ożenić. Dzisiejszy młody człowiek jednak powiada dalej: a dlaczego nie? Ja mogę najpierw mieć to, co wy proponujecie, a później rezygnacja i jeszcze się ożenię, założę rodzinę i będę szczęśliwy oraz spełniony. Widzą nieraz – przez taki nasz styl życia – który wielu niestety kapłanów eksponuje, a taka postawa młodych ludzi oczywiście całkowicie odstręcza. Ludzie nie muszą nic tu mówić, oni będą przytakiwać, będą się uśmiechać, ale wewnętrznie czują, że nic atrakcyjnego to nie jest – powołanie… Warto pamiętać, iż aby kogoś naśladować, trzeba go w czymś porwać swoją postawą czy życiem.

Myśmy się dzisiaj w naszym Kościele bardzo zinstytucjonalizowali. Mamy różnego rodzaju programy duszpasterskie. Świeccy za nas robią wiele rzeczy. Oto przykład: była w Ojczyźnie głośna akcja: „Polska pod Krzyżem”. I zwracali się różni ludzie – z tego co wiem – do pewnych diecezjalnych kurii czy pewnych kręgów zarządzających w Kościele, żeby tę właśnie akcję wziąć w pewne ramy kościelne. Odpowiedziano im, że w tym roku się już nie da, bo to nie jest ujęte w programie duszpasterskim. Dzisiaj, w wielu sferach widać, że ludzie świeccy przejmują inicjatywę w swoje ręce i dobrze, bo niestety Kościół urzędowy chyba trochę się uwikłał w różne sfery tegoż świata, w układy, w zarządzenia od państwa lub UE czy nawet pieniądze. To wszystko wpływa potem niestety na jakość naszego przekazu i świadectwa. Jeden czy drugi pasterz już czegoś nie powie albo czegoś nie nakaże. Ludzie świeccy powszechnie mówią, to przecież żadna tajemnica, że odczuwają głód takiego biskupiego przepowiadania, zwłaszcza ci, którzy pamiętają prymasa Stefana Wyszyńskiego czy nawet Józefa Glempa. Dzisiaj czują się oni zagubieni. Gdzie nasi biskupi, gdzie nasi pasterze? Dlaczego księża o tym nie mówią? Więc odczuwa się takie rozchwianie, a Kościół jakby się trochę pogubił. Ten nasz Kościół, mówię w znaczeniu duchowieństwa. Brak tu jasnej, jednoznacznej formy przekazu Chrystusowej Ewangelii. Nie chodzi o to, żeby wchodzić w politykę czy w cokolwiek. Choć wiemy tu doskonale, iż polityka nie jest sferą wyłączoną mimo wszystko, ale brak tu takiego ewangelicznego i radykalnego przekazu oraz czytelnego świadectwa. Jeśli współczesny Kościół do tego nie wróci, to czym człowiekowi młodemu dziś zaimponuje?

Potem… ludzie młodzi szukają pomocy i spełnienia się w jakiś mistykach Wschodu, w pseudomistykach, hinduizmie, w różnych tam bzdurach. Przecież należy tu stwierdzić, że życie duchowe człowieka nie znosi pustki, nie ma wiary… nie ma świadectwa, więc nie ma zachwycenia się Chrystusem Bogiem, bo wierzy się we wszystko, w magię, w karty, wróżby. Człowiek musi w coś wierzyć i wierzy potem w różne bzdury, a nie jest w stanie uwierzyć w Jezusową Ewangelię. Wszystko byle nie Ewangelia – tak to się później niestety kończy.

Czytaj też:

Dwaj papieże – niezwykły fresk u polskich pallotynów w Paryżu >>>

Pallotyni w Paryżu – serce Polonii, Centrum Dialogu >>>