szukaj
Wyszukaj w bazie
Księży i Kościołów

Oddaliśmy „polską narrację” w ręce innych

Eryk Mistewicz / 18.11.2018
Ryc.: Fabien Clairefond
Ryc.: Fabien Clairefond

Zmarnowaliśmy 25 lat. Oddaliśmy „polską narrację” w ręce innych. W każdym działaniu jest szef. W każdym projekcie jest lider. W każdej korporacji odpowiedzialność za ważne działanie ma przypisanego „ownera”, “właściciela” –  pisze w „Wszystko co Najważniejsze” prezes Instytutu Nowych Mediów, Eryk Mistewicz.


W krajach, które znam, “właścicielem” tematu wizerunku kraju jest prezydent. Tak jest we Francji, tak jest w Rumunii, gdzie pracowałem przy tworzeniu strategii komunikacyjnej kraju z ekspertami z Francji i Skandynawii. Stworzyliśmy skuteczną strategię głównie dlatego, że została ona wprowadzona w życie jedną decyzją jednej osoby, którą to decyzję wszyscy uszanowali – decyzję prezydenta kraju.

W polskim systemie władzy prezydent pozbawiony jest władzy wykonawczej. Może reprezentować, udzielać przygan i wywiadów, natomiast nie ma władności w działaniu. Jeśli kibicuję debacie konstytucyjnej, to także dlatego, że bez ustalenia innego niż dotychczasowy porządku nie ma szans na zmianę w tym zakresie.

Nie będzie dobrym “właścicielem projektu” ani minister KPRM, ani premier, ani szef MSZ, nie mówiąc już o szefie resortu kultury, gospodarki czy nauki, choć każdy zapewne by chciał, biorąc pod uwagę nieprzebrane bogactwo funduszy kierowanych na „promocję Polski za granicą” i możliwość zbudowania w ten sposób zaplecza politycznego. Tylko że poza wydawaniem corocznie kilkuset milionów złotych – a może i kilku miliardów, nikt bowiem nie zsumował dotąd wielości instytutów, funduszy, agencji, resortów, struktur zajmujących się tematem (doszedłem kiedyś do wyliczenia ponad stu instytucji) – nic, absolutnie nic z tego nie wynika.

Nie zrealizowano w ciągu ostatnich 25 lat żadnego z projektów wizerunkowych, który moglibyśmy poddać za wzór. Wystąpienie Donalda Trumpa to raczej była dla nas lekcja, jak to się robi. Lekcja nie do końca zresztą wykorzystana.

Zabrakło koordynacji, zabrakło „właściciela”. W projekcie, o którym wspomniałem, budowania wizerunku Rumunii już w początkowej fazie realizowania strategii zaproponowaliśmy stworzenie rodzaju bramki, przez którą przechodzić będą absolutnie wszystkie wydatki promocyjne kraju. Nieważne, czy mówimy o dotowaniu filmów, książek, wystaw, muzeów czy wizyt studyjnych, każde wydane pieniądze muszą być zgodne z priorytetami komunikacyjnymi państwa. Jeśli nie są zgodne – nie otrzymują wsparcia państwa. Inaczej nasza praca nie miałaby żadnego sensu, przypominałaby zbierające się kolejne gremia debatujące w Polsce „nad wizerunkiem kraju za granicą i koniecznością podejmowania zdecydowanych działań”, z efektem w postaci kolejnej cegły: „Raportu o Marce Polskiej wraz z wytycznymi”.

Czytaj więcej>>>