szukaj
Wyszukaj w bazie
Księży i Kościołów

Chciałoby się oczekiwać lepszego poziomu legislacji

Wojciech Tumidalski / 31.12.2018


2018 rok w polskiej polityce upłynął pod znakiem reformowania wymiaru sprawiedliwości. I nie poszło to tak dobrze, jak chcieliby rządzący. Na stulecie odzyskania niepodległości Polski chciałoby się oczekiwać lepszego poziomu legislacji.


Ponad rok trwa batalia o Sąd Najwyższy, krytykowany przez rządzących jako ostoja tego, co złe w polskich sądach. Premier Mateusz Morawiecki utrzymywał nawet, że w SN orzekają sędziowie powołani tam w czasach komunistycznych. Tym uzasadniano konieczność odsunięcia w stan spoczynku sędziów w wieku powyżej 65 lat (a mają prawo orzekać do 70. roku życia). Zmiana dotknęłaby też I Prezes SN prof. Małgorzatę Gersdorf. Wobec zmian masowo protestowały środowiska prawnicze. Były też obywatelskie demonstracje uliczne pod hasłem sprzeciwu wobec łamania konstytucji przez władze.

Nowelizacji, które miały zmienić Sąd Najwyższy było aż 7. Każda kolejna, uszczelniająca, poprawiająca, okazywała się jednak niekompletna, bo już po ich uchwaleniu eksperci odnajdywali luki prawne, co powodowało, że nowela nie spełniała swego celu. Aż do akcji wkroczyła Komisja Europejska i Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, Skończyło się na tym, że Trybunał zawiesił stosowanie przepisów ustawy o SN na temat stanu spoczynku sędziów i wstrzymał powołania na ich miejsce. Wtedy nastąpiła kolejna, ostatnia jak dotąd nowelizacja. Sejm wszystko zmienił ustawę i przywrócił usuwanych sędziów do Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Tę nowelizację, tak jak i poprzednie, podpisał prezydent Andrzej Duda – choć były z sobą sprzeczne. Ale nie jest tak, że w SN nic się nie zmieniło. Sąd ten ma dwie zupełnie nowe izby: dyscyplinarną, która osądzi występki prawników, oraz ds. kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych, która będzie badać prawomocne wyroki nawet sprzed 20 lat i oceni ważność nadchodzących wyborów. I być może, odkąd do akcji wkroczył TSUE, w całej batalii o sądy chodziło już tylko (lub aż) o te dwie izby. Bo raczej nie o wygaszenie sporu z Unią Europejską o praworządność w Polsce. Na to się nie zanosi.

To niestety niejedyny prawny bubel z mijającego roku. W styczniu Sejm uchwalił kontrowersyjne zmiany w ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej, które doprowadziły do międzynarodowych nieporozumień z Izraelem oraz USA. Uchwalono, że do 3 lat więzienia grozić ma Polakowi czy cudzoziemcowi za publiczne i wbrew faktom przypisywanie „Narodowi lub Państwu Polskiemu” współodpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy. Sądy miały rozstrzygać o historii. Efekt ustawy okazał się odwrotny od zamierzonego, zaczęto wręcz mówić o polskim antysemityzmie i cenzurowaniu debaty publicznej, pracy badaczy Holokaustu oraz mediów. W tej atmosferze rząd wycofał się z nowelizacji

Luksemburski Trybunał Sprawiedliwości zajmował się w 2018 r. jeszcze jedną ważną sprawą z Polski: wycinką drzew z prastarej Puszczy Białowieskiej, przeciwko czemu protestowali ekologowie, a ich protesty brutalnie rozbijano. W kwietniu Trybunał orzekł, że podjęte w Polsce decyzje o zwiększeniu wycinki naruszały unijne prawo o ochronie przyrody. Środowisko naturalne to wspólne dobro całego społeczeństwa, a jego reprezentantów pozbawiono tu głosu.

Wielkie poruszenie wywołała też sprawa Tomasza Komendy, niesłusznie skazanego za zabójstwo i zgwałcenie dziewczynki. Za kratami niewinnie spędził 18 lat. 16 maja Sąd Najwyższy powrócił do tej sprawy i go uniewinnił. Teraz mężczyzna, który był pobity po zatrzymaniu, a i w więzieniu przeszedł ciężki czas, walczy o odszkodowanie od państwa. Czy doszłoby do tej fatalnej pomyłki, gdyby od początku miał adwokata, który czuwałby nad tym, by prowadzący śledztwo nie naciągali prawa? Prawników w Polsce jest wielu, ale wciąż nie wymyślono jak skutecznie zagwarantować każdemu potrzebującemu prawo do obrony.

Pod koniec roku obchodziliśmy Święto Niepodległości 11 listopada. Tym razem miało być z większym rozmachem, bo to setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Władze Warszawy zakazały środowisku narodowców organizowanego co roku Marszu Niepodległości. Zakaz uchylił sąd. W efekcie zorganizowano zgromadzenie państwowe, za którym przeszedł 250-tysięczny Marsz Niepodległości, w większości spokojny, choć nie zabrakło incydentów palenia flagi UE. Na zaproszenie organizatorów udział w marszu brali m.in. neonaziści z Włoch. Im dalej od stolicy tym obchody były radośniejsze. Mogły też przedłużyć się na 12 listopada, bo na kilka dni przed narodowym świętem uchwalono, że będzie to dzień wolny od pracy. Przyjmując taką ustawę nie dochowano jednak terminów na konsultacje z przedsiębiorcami czy organizacjami społecznymi. Tak jakby ten 11 listopada zaskoczył nas jak zima drogowców…

Autor jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”